Srinagar nas zaskoczył.
Magia w życiu najeziorze Dal - Pływające Domy, łodzie śikara, pływający targ, otaczające miasto wzgórza, uprzejmi i ciekawi świata Muzułmanie w Starym Mieście.
Zwerbowani przez młodego Joella (który nawiasem mówiąc, podobnie, jak jego koledzy, wsiadł do autobusu specjalnie właśnie, żeby znależć turystów na nocleg), razem z naszymi towarzyszami autobusowej przeprawy - Szwajcarką Isabell i parą starszych Austriaków, w domu na jeziorze.
Kiedyś zabroniono Anglikom posiadania swojej ziemi w Śrinagar i wymyślili oni budowę domów na jeziorze, żeby ten zakaz obejść. Dzisiaj lokalni Muzułmanie budują domy na jeziorze, bo to świetny interes tusrystyczny. Natomiast najbiedniejsza część tutejszej ludności również mieszka właśnie w domach na wodzie, jako najtańszych. Kanalizacja działa do jeziora, tak samo jak nieżadko również woda pitna działa z jeziora. Są tutaj sklepy i restauracje, a jako taksówki - pływają śikara.
Dom, w którym śpimy jest nowy, z misternie rzeźbiony ozdobami z drewna, szczególnie na werandzie. Wnętrze wyłożone dywanami i wzorzystymi narzutami.
Po przyjeżdzie zrobiliśmy spacer po mieście.
Orły. Latają skupione wokół niektórych miejsc w mieście. Jest ich mnóstwo.
Ciekawi nas Muzułmanie, mężczyźni dumni ze swoich zawodów - krawie, szewc.
Dzieci ćwiczące swoją znajomość języka angielskiego.
Kobiety wyglądające z okien.
Zaskoczyło nas to przyjazne nastawienie, i swoboda, brak natarczywości.
Piękne, ale zrujnowane budynki. Ceglane, drewniane w kaszmirskich stylu, z misternie rzeźbionymi ozdobami.
Ruisny, jeden za drugim. Rozwalone dachy, ściany, rozsypujące się okna i drzwi. Czasem tylko parter służy mieszkańcom.
Szkoda tego piękna.
Wszechogarniający brud i pył.
Spędziliśmy trochę czasu w meczecie, który okazał się miejscem bardzo przyjemnym. Przede wszystkim przyjaznym rodzinie. Ludzie siedzieli na dziedzińcu, którego centralnym punktem była fontanna.
Wcześnie rano w sobotę popłynęliśmy wynajętą Śikarą na Pływający Targ w jednej z zatok jeziora Dal.
Jeszcze noc, widać światła pływających łodzi.
O wczesnym poranku czekaliśmy na uboczu zatoki aż nadpłyną sprzedawcy i kupcy.
Powoli, powoli, wraz ze świtem, łodzi zaczęło przybywać. A łodzie pełne warzyw, kwiatów, przypraw, biżuterii.