Podczas pobytu na Florydzie kilka lat temu, wykupiliśmy sobie jednodniowe nurkowanie w Oceanie. Nasz instruktor ubrał nas w sprzęt, pokazał w basenie, jak oddychać pod wodą (co okazało się wielkim szokiem, i pierwsza próba skończyła się szybkim panicznym wynurzeniem, żeby złapać oddech!), pokazał, jak przeczyścić maskę i jak się wynurzyć. A później zabrał nas w głębie Oceanu (no, może przesadzam - to było około 10m głębokości).
Teraz zdecydowaliśmy się na kurs PADI Open Water Diver, robiony w polskiej bazie Nautica w Sharm el Sheikh. Okazało się, że kurs będzie robiony tylko dla nas dwojga, więc instruktorka Ewa była 'cała nasza'.
5 części teoretycznych wykładu, 5 części ćwiczeń basenowych. Muszę powiedzieć, że dla mnie była to trochę nauka, jak nie umrzeć pod wodą. I w związku z tym pierwsze nurkowanie w morzu było uświadamianiem sobie zagrożenia, co było nieporównywalne z przyjemnością nurkowania na Florydzie!
Pewnie przesadzam. I cieszę się, że się tego wszystkiego nauczyła, bo świadomie cieszę się teraz z każdego nurkowania.
Cały kurs odbył się dość szybko i sprawnie, bo wciąż spieszyliśmy się do nurkowania w Morzu Czerwonym.
A nurkowanie w Morzy Czerwonym było jak marzenie, jak pobyt w innym świecie. Bo to przecież jest inny, podwodny świat.
1szy dzień nurkowania z brzegu w Shark's Bay - popularnym miejscu początkowych nurkowań w Sharm.
2gi dzień nurkowań w Temple i Ras Umm Sid z łodzi, na której byli już też 'prawdziwi nurkowie' (czyli nie takie żółtodzioby jak my). Sam pobyt na łodzi jest świetną zabawą. Z pysznym obiadem przygotowanym przez prowadzących łódź. Z ludźmi, którzy pochodzą z różnych światów, a łączy ich pasja nurkowania, i tutaj się spotykają. Z możliwością wylegiwania się na słońcu, albo zabawy w wodzie.
Dla nas każde pojedyncze nurkowanie to ogromne przeżycie. Za każdym razem czujemy głębie inaczej i mocniej.