Nigdy tutaj nie byliśmy, w Egipcie.
Jest piaszczyście i płasko.
Bardzo ciepło w środku nocy.
Hotel nie szczyci się wysokim standardem, jest właściwie chyba dość starym hotelem, nienowoczesnym. Od przyjaznego portiera dostaliśmy przytulny bungalow na uboczu głównego basenu: huczący klimatyzator, niedomykająca się szafa, nieświecące lampki nocne, ale telewizor był! :) lodówka również
Hotel nie był dla nas najważniejszy, więc nie przejmowaliśmy się drobnostkami, a cieszyliśmy się ciepłem i nadchodzącym tygodniem.
Posiłki podawane w dużej restauracji, w której szwedzki stół rozstawiony był w kilkunastu miejscach. Teoretycznie jedzenie było tematyczne każdego dnia, ale różniece w menu były minimalne, więc generalnie codziennie było dostępne to samo.
Najlepsze bakłażany w różnych postaciach!
Niestety okazało się, że w basenach nie można kąpać się po zachodzie słońca, co było niestety dość przykrym rozczarowaniem. W basenach nie ma obiegu wody, więc, żeby ją wyczyścić spora dawka silnego chloru dozowana jest właśnie o zachodzie słońca. Lepiej więc nie ryzykować zatrucia.
I tyle właściwie, jeśli chodzi o hotel.
Spędziliśmy tam chyba dwa wieczory przy basenie, a jeden jeszcze na hotelowej plaży.
Plaża, owszem piaszczysta, pozastawiana leżakami i parasolami, a na niej restauracje, przy których ciągnie się zatłoczona promenada.
Wieczorny pobyt na takiej plaży wiąże się z wymuszonym słuchaniem dyskotekowych dźwieków, dobiegających z kilku kierunków, jako że hotel jest w samym środku zatoki.
Muszę jednak przyznak, że hotelowy Piosenkarz potrafił zainteresować publiczność swoją interpretacją światowych przebojów. Choć po kilku dniach tego samego tonu śpiewania to również zaczęło być męczące.