Leh.
Uliczki starego miasta wciąż mnie zachwycają.
Ciemne, wąskie zaułki. Rzeczywiście prowadzą do domów.
Ludzie Kaszmiru wypiekają chleb w środku okrągłych glinianych pieców. Przepyszny.
Na każdym kroku sprzedają herbatę na wagę z ogromnych worków.
Wczorajszy dzień spędziliśmy na zwiedzaniu klasztorów różnych odłamów buddyzmu.
W jednym podziwialiśmy szkołę, prowadzoną przez mnichów, dla małych chłopców, którzy nie mieszkają już z rodzinami, ale radośni i rozbrykani, jak dzieci na całym świecie.
Zobaczyliśmy klasztor Duchów Wodnych w Likir (Klu-kkhyil Gompa) oraz Szpituk Gompa, niedaleko lotniska w Leh.
Basgo - niesamowita twierdza, zbudowana ze skał o kolorze czerwonych, wśród których się znajduje, jakby w księżycowym krajobrazie. A w tym krajobrazie namioty ludzi, którzy przyjechali tam do pracy na lato, z całymi swoimi rodzinami.
W Klasztorze Phyang uczestniczyliśmy w modlitwie kilkunastu mnichów, a może bardziej byliśmy tam podczas ich modlitwy. Ugościli nas, podając w trakcie herbatę z masłem i solą - gurgumocze.
Wieczorem jeszcze raz przespacerowaliśmy się po Starym Mieście szukając miejsca, gdzie moglibyśmy kupić chleb. Spróbowaliśmy w między czasie kaszmirskich punche - suche wypiekane bułeczki, które urozmaiciliśmy czekoladą.
Dzisiaj spacerujemy wokoło.
Pałac w Leh jest zrujnowany, ale powoli odremontowywany prze mężczyzn z Kaszmiru.
Stamtąd spacer do Gompy wznoszącej się nad miastem, gdzie tysiące buddyjskich flag modlitewnych powiewa na tle białych szczytów gór.
Jutro rano wyruszamy wgłąb Kaszmiru.
i.